"People are unknowable... and... you can never really know what goes on inside someone else's heart."

from "Broadchurch"


21/12/2013

sobota

Dziś rano, po raz pierwszy od 19 lat, zaśpiewałam coś od ambony. Co prawda w duecie z tatą, nie solo, ale i tak dla mnie to duże przeżycie. Gardło miałam tak zaciśnięte ze strachu, że pewnie nie brzmiało to najlepiej, ale to nieważne. Ważne, że się odważyłam. A ręce mi dosłownie drętwiały ze strachu, czułam mrówki w dłoniach i dobrze, że była tam ta ambona, bo przynajmniej było gdzie położyć nuty. Bez niej niewykluczone, że wypadłyby mi z rąk.
Dalszy ciąg przypominał weekendy sprzed remontu: przespałam większość dnia, głównie po to, żeby uniknąć mamy i jej listy prac do wykonania. W przerwach umyłam swoje okno, przetarłam regał na dole i wspólnie z tatą  przyniosłam cioci meble i skrzynki z rzeczami, żeby już się mogła w spokoju rozpakowywać. Teraz siedzę w swoim pokoju, przed komputerem, i rozważam za i przeciw pójścia na dół do kuchni. Plus: mogłabym sobie zrobić kolację. Minus: jest tam mama, która nawet swoim milczeniem potrafi komunikować światu, że ona kolejny dzień ciężko przepracowała, a my okropni nawet odrobinę nie chcemy pomóc. Na samą myśl tracę apetyt.

No comments: