"People are unknowable... and... you can never really know what goes on inside someone else's heart."

from "Broadchurch"


18/12/2013

kolejny dzień

Dziś już myślałam, że koniec mojej aktywnej passy. Rano wpuściłam ekipę remontową, po czym ewakuowałam się na górę i siedziałam pół dnia pod kołdrą. Miałam całą listę spraw do załatwienia, a bałam się nawet zejść na dół, do kuchni, zrobić sobie śniadanie. Po paru godzinach stwierdziłam, że nie będę patrzeć na całą moją przerażająco długą listę rzeczy do zrobienia, ale wybiorę z nich jedną i spróbuję zrobić przynajmniej to. O dziwo, udało się. Zadzwoniłam do mojej pani doktor i umówiłam się na spotkanie. Ta jedna rzecz podniosła mnie na duchu na tyle, że poszłam po to śniadanie i nawet całe je zjadłam. Potem znów się trochę pobałam, ale znów udało mi się ruszyć - umyć się i pojechać po zamówione kinkiety i żyrandol, a potem jeszcze po mamę. Samotne podróże samochodem są zaskakująco dobrym miejscem na rozśpiewkę, sama siebie w miarę dobrze słyszę, a przed cudzymi uszami chroni mnie hałas silników na zewnątrz. Rozśpiewałam się, przećwiczyłam Rorate caeli i Credo, czysta przyjemność. Wieczorem byłam jeszcze na próbie chóru, tam już było trochę zgrzytów, ale ogólnie pozytywnie. Kończę dzień trochę zmęczona, ale w całkiem niezłym nastroju. Jest dobrze, zwłaszcza w porównaniu z tym, jak paskudnie czułam się rano.
Jutro znów rzeczy do załatwienia. I terapia. I Rorate caeli do wyćwiczenia - w sobotę rano będę je śpiewać z tatą na roratach. Może się uda.

No comments: