"People are unknowable... and... you can never really know what goes on inside someone else's heart."

from "Broadchurch"


30/08/2011

kolejna wyprawa: 3-22.08.2011

Nie zdążyłam jeszcze wrzucić tu pozostałej części zdjęć z Rzymu, a tu kolejna wyprawa już za mną. Tym razem do Hiszpanii, na Światowe Dni Młodzieży. Po pierwszym tygodniu miałam po dziurki w nosie francuskiego. Tak, francuskiego - byłam w Hiszpanii, ale z chórem wspólnoty Chemin Neuf, który miał być międzynarodowy, a okazał się niemal wyłącznie francuskojęzyczny. Polacy (ok. 25 osób na 200-osobowy chór) mieli trochę pod górkę. Zrobiło się lepiej po pierwszym tygodniu, gdy na wspólnotowy Festiwal Młodych przyjechało 3 tysiące młodzieży z rozmaitych krajów. Wtedy już musieli zacząć tłumaczyć ;)

Tak czy inaczej, przez pierwsze dwa tygodnie mój kontakt z hiszpańskim był niemal zerowy. Wyjątkiem były dwa spacery po Guadarramie(miasteczku, w którym mieszkaliśmy) i jednodniowy, samodzielny wypad do Avili. W Guadarramie zlokalizowałam każdą jedną księgarnię i wypytałam o mapy okolicy, ale niestety nic nie mieli. Trochę szkoda, bo nie tak daleko mieliśmy całkiem porządne góry; na tyle porządne, że wybieranie się w nie bez mapy wydawało się kiepskim pomysłem. Z braku mapy musieliśmy poprzestać na podziwianiu ich z daleka. Zresztą i tak praktycznie nie mieliśmy wolnego czasu - godzina po obiedzie i czas między północą a 7.30 rano zaledwie wystarczały, by umyć się, przespać się odrobinę, zrobić pranie i pogadać z ludźmi. Jeśli ktoś był skłonny poświęcić trochę snu, mógł się nocą wybrać na miasto - ja, stuprocentowy śpioch, nawet bez tego chodziłam niedospana. Jednego dnia machnęłam ręką na wszystko, wsiadłam w autobus, a potem w pociąg i pojechałam do Avili. Dobrze było pochodzić sobie tak po prostu po tym mieście; powstępować do zabytkowych kościołów, popodziwiać widoki, pozwiedzać tamtejszą katedrę. Pięknie tam jest. Trzy najpiękniejsze momenty: gdy idąc sobie bez celu uliczką natknęłam się niespodziewanie na katedrę, i gdy w tejże katedrze zobaczyłam najpierw sześć średniowiecznych cantorales, a potem obraz: Dolorosa (podpisany jako anonim, ale autorem oryginału jest chyba Giovanni Battista Salvi).

Mimo wszystkich trudności, mimo barier językowych, kolejek do pryszniców, upałów i prób od rana do wieczora, cieszę się, że tam byłam. Spotkałam wspaniałych ludzi, miałam czas na modlitwę, i wspólną, i osobistą; miałam możliwość codziennego uczestniczenia w Eucharystii, mogłam codziennie śpiewać, jeść posiłki i gadać wspólnie z innymi - było pięknie. Szkoda mi tylko trochę, że czas był tak ciasno upakowany różnymi zajęciami, że nie miałam kiedy robić zdjęć. Mam trochę obrazków, głównie z Avili i z podróży samolotami. Wrzucę je tu kiedyś.

Teraz, po tygodniu w domu, już tęsknię za moimi nowymi znajomymi. Za starymi też, bo ten tydzień spędziłam próbując się zabrać do nauki niemieckiego. Raz mi to szło lepiej, raz gorzej, na szczęście egzamin już jutro. Czy zdam, czy nie, będę mogła wreszcie wyjść do ludzi i zająć się innymi sprawami.