"People are unknowable... and... you can never really know what goes on inside someone else's heart."

from "Broadchurch"


28/10/2014

egzamin

Mam egzamin magisterski w najbliższy czwartek (30. października). Wciąż to do mnie nie bardzo dociera. Ale już najwyższy czas skończyć te studia i iść dalej :)



Update:

Praca: 5
Obrona: 5
Średnia ze studiów: ?

Całość: 4
Ufff....

Największe zdziwienie: dr Kornacki (mój recenzent) potrafi się uśmiechać.
Drugie: były egzaminy w czasie tych studiów, na których bałam się trzy razy bardziej niż na tej obronie. Może w końcu nabrałam trochę dystansu.

10/04/2014

muzyka liturgiczna

Wgryzam się powolutku w prawodawstwo Kościoła dotyczące muzyki liturgicznej. Zgrzytam sobie przy tym zębami na myśl o tym, jak powszechnie jest ono ignorowane. Jak bardzo wielu przede mną, zastanawiam się usilnie, co mogłabym w związku z tym zrobić. Na razie pomysłów brak, przynajmniej takich konstruktywnych, bo przyznaję, że kusi mnie czasem, by przejść się po znajomych parafiach z odpowiednimi dokumentami w garści i powbijać trochę sensu w odpowiedzialne za muzykę głowy (dokumenty oczywiście w twardych okładkach, by rzeczone wbijanie ułatwić). Ot, fantazje. A tak na serio, poszukuję kontaktu z moją diecezjalną Komisją Muzyki Liturgicznej, by zapoznać się u samych źródeł z listą śpiewów dopuszczonych do użytku w liturgii w naszej diecezji. Potem pewnie spróbuję stworzyć jakąś stronę, zawierającą tę listę i podstawowe dokumenty na temat muzyki w liturgii. A w międzyczasie będę się modlić: o większą miłość do Boga i do liturgii, i o większą wrażliwość na kwestie muzyki liturgicznej, dla wszystkich, którzy są za nią odpowiedzialni.

05/03/2014

śpiewanie

Nie powinno się kląć tuż po wyjściu z kościoła - najlepiej w ogóle - ale na to właśnie mam wielką ochotę. Miałam małą sprzeczkę z naszą organistką (=kantorką=dyrygentem naszego parafialnego chóru). Był przy tym mój tata i dosyć rozsądnie przystopował wzbierającą po obu stronach złość, ale w taki sposób, że poczułam się jak dzieciak, który naczytał się nie wiadomo czego i chce rewolucjonizować świat od zaraz. Tak mi się przykro zrobiło, że z trudem powstrzymałam łzy, a jak już się pożegnaliśmy i wsiedliśmy do samochodu, popłakałam się. Ja, która nigdy nie płaczę przy ludziach, a nawet w samotności rzadko. Za dużo złości, żalu, frustracji i bezradności.
Teraz mi trochę wstyd, że się tak rozkleiłam. Ale przynajmniej potem szczerze pogadałam z tatą i zdecydowaliśmy, co zrobimy dalej. Bo wciąż szlag mnie trafia, jak widzę olewczy stosunek do liturgii u ludzi, którzy za nią odpowiadają. A jeszcze bardziej się wkurzam, jak ktoś mnie traktuje jak dziecko.

...

Z mamą i tatą zaśpiewaliśmy sobie parę rzeczy na trzy głosy. Jak to jest, że troje amatorów może zaśpiewać na trzy głosy i to dobrze, czysto i równo, a dwudziestoosobowy chór prowadzony przez profesjonalistkę nie może nauczyć się nawet dwóch głosów?
Ale już mi lepiej. Porządne śpiewanie zawsze dobrze mi robi.

04/03/2014

wtorek

Umówiłam się z jedną ciocią (właściwie cioteczną babcią), że mnie nauczy szyć na maszynie. Już jutro zaczyna się Wielki Post, a ja z tej okazji planuję kolejną próbę zmiany przyzwyczajeń: mniej czasu przy komputerze, więcej przy wszystkim innym. A że lubię różne ręczne robótki, szycie też pewnie mi się spodoba. Maszynę w domu mam, starą, porządną, Singera - już niemal zabytek, ale wciąż w pełni funkcjonalna. Najwyższy czas zrobić z niej użytek.

Ostatnie dwa tygodnie miałam dosyć pomieszane. Trochę dobrych rzeczy na niezbyt przyjemnym tle. Zaczęłam odstawiać jedne leki (te, dzięki którym poprzednie półtora miesiąca przespałam), i dodatkowy czas na myślenie zaowocował bardzo negatywnym myślami na własny temat. Teraz już ta pierwsza fala opadła, ale kilka dni miałam dosyć paskudnych. Z drugiej strony udało mi się spotkać z panią Małgosią (dwa razy w odstępie zaledwie tygodnia!), co zawsze jest bardzo miłym, choć niestety niezbyt częstym wydarzeniem.
Od innych ludzi, nawet najbliższych, znów trzymam się z daleka. Kolejna rzecz, której w sobie nie lubię, nie rozumiem... i nie umiem zmienić. Przynajmniej nie na stałe. Od czasu do czasu próbuję, przez kilka tygodni, czasem miesięcy jest dobrze, a potem wszystko wraca do stanu podstawowego, czyli Ola+laptop, a reszta świata za murem irracjonalnych lęków. Teraz przynajmniej śpiewam w chórze parafialnym, więc w teorii chociaż dwa razy w tygodniu mam okazję wyjść do ludzi, nawet jeśli z nimi specjalnie nie rozmawiam (no chyba żeby ich opieprzyć, że gadają, kiedy już powinniśmy śpiewać...). Niestety, ostatnio dosyć często i próby, i śpiewania nam wypadały, więc było to bardziej raz na dwa tygodnie albo i gorzej. Cóż. Lepsze to niż nic.

16/02/2014

niedziela

Wstałam z zaskakującą ilością energii i chęci do życia. Zeszłam do kuchni. Mama. Wykład na temat "co MUSISZ zrobić ze swoim życiem". Ewakuowałam się do swojego laptopa. Za późno - z porannego entuzjazmu nie zostało prawie nic.
Czy ktoś jeszcze nie rozumie, czemu nie lubię weekendów?

15/02/2014

lost

I feel lost. Again. I reread books that count as "safe" - they don't require thinking, and they are interesting enough that I don't fall asleep after the first few sentences. Good way of killing time. Why do it? Because when I have so much time, I get lost. Having to decide what to do with my time, my whole life, scares the hell out of me. When I have some external activities - anything that involves other people and specific time and place - I can usually deal with it (unless it's a visit to my family. I managed to avoid one today by being awake the whole last night, and sleeping through most of the following day. Not that I don't love them, I just couldn't bring myself to face another battery of questions about my master's thesis, mostly why I haven't finished it yet). It is when I have a whole day to organise for myself that I get lost and scared. I just don't know what to do, so - as my instinct advises - I hide, mostly by sleeping through most of the day, and switching off my brain by reading when I cannot sleep any longer.
I don't like the way I live. However, I don't see how could I change it. I feel trapped, immobilised by my fears, and I know that if nothing changes soon, I'll start to hate myself again. For being such a stupid, lazy coward. I know I have quite a lot of talents, but what's the point of having them if I don't use them?

09/02/2014

psalm

Zaśpiewałam psalm. Nawet się przy tym tak strasznie nie bałam. Siostry tak mnie wyćwiczyły, że wcale nie było to dla mnie trudne. No i modliłam się o to, żeby ten mój śpiew pomagał ludziom się skupić i modlić, żeby nie przeszkadzał. I chyba się udało. Takie przynajmniej były opinie innych uczestników tej mszy. Nawet ksiądz Pawlak, który nam ją odprawiał, stwierdził że nie było źle.
Uff.
Lubię śpiewać.

...

Dobrze mi było przez te ostatnie trzy dni. Dużo napięcia, dużo wysiłku, ale miałam jakiś cel, jakiś punkt w przyszłości, na który czekałam, do którego starałam się jak najlepiej przygotować. Nie byłam pogubiona w czasie, jak zwykle, tylko zawsze w konkretnym miejscu. Wykład, rozśpiewanie, przerwa, próba. Wszystko poukładane. A najlepiej czułam się podczas śpiewania liturgii godzin. Wszystkie zajęcia, wykłady, ćwiczenia już mam oswojone, w końcu był to już piąty zjazd naszego kursu, ale to podczas jutrzni i nieszporów czułam największy pokój. Uczucie powrotu do domu, jakiego nie doświadczam nawet w domu w Wesołej, w którym (z przerwami) mieszkam już prawie dwadzieścia lat.
Dużo ostatnio rozmyślam. Również nad tym, czego właściwie chcę od życia. I coraz bardziej zastanawiam się już nie nad tym, czy spróbować życia zakonnego, ale - gdzie. I jak uporządkować wszystkie swoje sprawy "na zewnątrz", żebym je mogła spokojnie zostawić. Tak do końca się pewnie nie uda, zresztą wcale nie chcę odcinać się całkiem od obecnego życia, ale będę próbować zaprowadzić jakiś ład.

01/02/2014

Puzzle

1. lutego:
 
:)


5. lutego:

30/01/2014

up

Ponad doba "górki". Myślę, że udało mi się dobrze ją wykorzystać. Wczoraj książki i puzzle, dziś w rozjazdach: urząd pracy, castorama, terapia, spowiedź. Teraz energii zostały zaledwie resztki, a nastrój zjeżdża w dół, ale to było do przewidzenia. Teraz trzeba przeczekać dołek. Pocieszające, że udało mi się tyle zrobić; zwłaszcza spowiedź mnie cieszy, bo zbierałam się do niej już ze dwa tygodnie.

instynkt

"Strach bywa twórczy. Napędza wyobraźnię i mobilizuje ducha. To lepsze niż instynkt, który wspaniale uruchamia mięśnie i emocje, ale przy okazji całkowicie blokuje myśli.
Gdy pod wpływem instynktu zaczynasz uciekać, najprawdopodobniej nie pomyślisz, że twoja ucieczka jest zaproszeniem do pogoni. Uciekasz, unikając niebezpieczeństwa, a jednocześnie ciągniesz to niebezpieczeństwo za sobą. Widok twoich pięt wywołuje u ścigającego automatyczną reakcję: goń, goń, goń - tak działają instynkty.
Z kolei rozum może ci w podobnej sytuacji kazać stanąć w miejscu i odważnie spojrzeć śmierci w oczy - wbrew instynktowi. A śmierć tego nie lubi - natychmiast odwraca wzrok i zaczyna sobie szukać innej ofiary.
Instynkt nigdy by się na coś takiego nie poważył, bo rolą instynktu jest gnać - w pogoni czy w ucieczce - obojętne, ale gnać! Byle szybciej, dalej. Gnać ze strachu czy z żądzy krwi - obojętne. Z przerażenia czy pożądania - obojętne. Sygnały nadawane przez instynkt są proste – krótkie komendy: gnać, gnać, gnać; zabić, zabić, zabić; jeść, jeść, jeść; żyć, żyć, żyć...
Instynkt już taki jest i taki być musi, że wyzwala w tobie sprawnego i szybkiego tchórza. Strach natomiast potrafi wyzwolić odwagę.
Dlatego warto się bać."
Wojciech Cejrowski, "Rio Anaconda"

Prawda. Sama nie umiałam sobie tego poukładać, ale coś takiego właśnie się ze mną działo. Nie strach, ale instynktowna, bezrozumna ucieczka. Byle gnać. Byle tylko się nie zatrzymywać.
Może teraz uda mi się wreszcie przestać. Próbuję.

26/01/2014

śpiewanie

Jakiś czas temu zgłosiłam się na ochotnika do zaśpiewania psalmu na najbliższym zjeździe mojego kursu (czyli za dwa tygodnie). Właśnie przeżywam w związku z tym pierwszy atak paniki. Co mi strzeliło do głowy? Przecież ja nie umiem śpiewać solo, a co dopiero przed całym kościołem ludzi!

zadziwiająco dobra sobota

Miałam dziś dobry dzień. Pełen aktywności, interakcji z fizycznym światem wokół mnie. Takie zwyczajne rzeczy: zmywanie, ręczne pranie, wiercenie dziur w ścianach i sprzątanie po tym. Co prawda szybko się zmęczyłam i poszłam wcześnie spać - i wstałam koło północy - ale to akurat często mi się zdarza, zwłaszcza w ostatnich tygodniach.
Dobrze było się poruszać, popracować fizycznie. Trochę mnie to wyciągnęło z zamknięcia, zapętlenia się we własnych myślach. Nie całkiem - wciąż mocno chowam się w siebie, wciąż nie odbieram telefonów i nie dzwonię sama, ale przynajmniej czuję się odrobinę lepiej. No i znów mam trochę czystych ubrań ;)

07/01/2014

morning after

Somehow, I made it through the night without doing anything stupid. I didn't even take that pill. First thing this morning I had a great urge to delete the previous post on this blog, to try to forget how I'd felt, as much as it's possible. But I decided to leave it as it is; I've repressed enough in my life and it's already eating me from the inside. If it stays public, this description, I'll have to confront it, to work on it, and maybe I'll find and learn a proper way of dealing with such situations. A normal way.

06/01/2014

trapped

Funny, how sometimes cause and effect can change places. "I'm sorry, I didn't call because I didn't feel very well," when really it's the other way round. I couldn't bring myself into calling, afraid that my faulty mechanisms would make me trap myself during this conversation. Again. I would promise to come and help, probably even tomorrow, when even thinking about going there makes me scared and angry at myself. I can never say "no" and stick to it, I always agree for whatever you want from me, because when we are talking and you ask, I can never think of any logical argument against it. "I just don't feel like it" isn't enough, because when I'm sitting next to you you are important and I'm not, my feelings don't matter, stupid fears and sadnesses, you need me and this is all that matters. Somebody needs my help, needs me, I push away everything that's not empathy and I try to help, and hope this is enough to make me a proper human being, one that is not useless, but needed, and if I do as much as I possibly can, maybe it will be enough for you to accept me, love me, be proud of me. Maybe it will be enough even for me to accept and love and be proud of myself...
That's how it used to work, but nowadays I find myself unable to do anything so big as spending two days helping you. I just can't, and I know it, and at the same time I still cannot refuse (I know, I tried and it didn't work). So I sit here and feel like shit, afraid of picking up my phone and dialling your number. I should have phoned you, it's your birthday, and when we talked last time I said that I would probably have time this week and I can come, and I'll phone you and we'll just discuss the details. Yet I'm afraid, because I don't know how to say "no, I can't" and I always do my best to keep my word and I just cannot go, and I can't see any way out of this, and all rational thought is gradually drowning beneath a wave of self-hatred. God, what an idiot I am.


Writing all this helped for a moment, but not for long. And this is where the urge to do something really stupid gets far too strong. It's ironic, how those really close and important people can - completely involuntarily - become a trigger for a breakdown.


It seems that no matter what I choose, I'll fail you this way or another. And this is what I cannot cope with, either: in my family it was my dad who used to fail us, and it was one of the causes for mom to reject him, eventually. I'm afraid I'll get rejected, too.

I've just read the leaflet about the pills I'm supposed to take when I feel so bad. Now I don't know what scares me more: all my thoughts or the list of possible side effects.