Nie powinno się kląć tuż po wyjściu z kościoła - najlepiej w ogóle - ale na to właśnie mam wielką ochotę. Miałam małą sprzeczkę z naszą organistką (=kantorką=dyrygentem naszego parafialnego chóru). Był przy tym mój tata i dosyć rozsądnie przystopował wzbierającą po obu stronach złość, ale w taki sposób, że poczułam się jak dzieciak, który naczytał się nie wiadomo czego i chce rewolucjonizować świat od zaraz. Tak mi się przykro zrobiło, że z trudem powstrzymałam łzy, a jak już się pożegnaliśmy i wsiedliśmy do samochodu, popłakałam się. Ja, która nigdy nie płaczę przy ludziach, a nawet w samotności rzadko. Za dużo złości, żalu, frustracji i bezradności.
Teraz mi trochę wstyd, że się tak rozkleiłam. Ale przynajmniej potem szczerze pogadałam z tatą i zdecydowaliśmy, co zrobimy dalej. Bo wciąż szlag mnie trafia, jak widzę olewczy stosunek do liturgii u ludzi, którzy za nią odpowiadają. A jeszcze bardziej się wkurzam, jak ktoś mnie traktuje jak dziecko.
...
Z mamą i tatą zaśpiewaliśmy sobie parę rzeczy na trzy głosy. Jak to jest, że troje amatorów może zaśpiewać na trzy głosy i to dobrze, czysto i równo, a dwudziestoosobowy chór prowadzony przez profesjonalistkę nie może nauczyć się nawet dwóch głosów?
Ale już mi lepiej. Porządne śpiewanie zawsze dobrze mi robi.
"People are unknowable... and... you can never really know what goes on inside someone else's heart."
from "Broadchurch"
05/03/2014
04/03/2014
wtorek
Umówiłam się z jedną ciocią (właściwie cioteczną babcią), że mnie nauczy szyć na maszynie. Już jutro zaczyna się Wielki Post, a ja z tej okazji planuję kolejną próbę zmiany przyzwyczajeń: mniej czasu przy komputerze, więcej przy wszystkim innym. A że lubię różne ręczne robótki, szycie też pewnie mi się spodoba. Maszynę w domu mam, starą, porządną, Singera - już niemal zabytek, ale wciąż w pełni funkcjonalna. Najwyższy czas zrobić z niej użytek.
Ostatnie dwa tygodnie miałam dosyć pomieszane. Trochę dobrych rzeczy na niezbyt przyjemnym tle. Zaczęłam odstawiać jedne leki (te, dzięki którym poprzednie półtora miesiąca przespałam), i dodatkowy czas na myślenie zaowocował bardzo negatywnym myślami na własny temat. Teraz już ta pierwsza fala opadła, ale kilka dni miałam dosyć paskudnych. Z drugiej strony udało mi się spotkać z panią Małgosią (dwa razy w odstępie zaledwie tygodnia!), co zawsze jest bardzo miłym, choć niestety niezbyt częstym wydarzeniem.
Od innych ludzi, nawet najbliższych, znów trzymam się z daleka. Kolejna rzecz, której w sobie nie lubię, nie rozumiem... i nie umiem zmienić. Przynajmniej nie na stałe. Od czasu do czasu próbuję, przez kilka tygodni, czasem miesięcy jest dobrze, a potem wszystko wraca do stanu podstawowego, czyli Ola+laptop, a reszta świata za murem irracjonalnych lęków. Teraz przynajmniej śpiewam w chórze parafialnym, więc w teorii chociaż dwa razy w tygodniu mam okazję wyjść do ludzi, nawet jeśli z nimi specjalnie nie rozmawiam (no chyba żeby ich opieprzyć, że gadają, kiedy już powinniśmy śpiewać...). Niestety, ostatnio dosyć często i próby, i śpiewania nam wypadały, więc było to bardziej raz na dwa tygodnie albo i gorzej. Cóż. Lepsze to niż nic.
Ostatnie dwa tygodnie miałam dosyć pomieszane. Trochę dobrych rzeczy na niezbyt przyjemnym tle. Zaczęłam odstawiać jedne leki (te, dzięki którym poprzednie półtora miesiąca przespałam), i dodatkowy czas na myślenie zaowocował bardzo negatywnym myślami na własny temat. Teraz już ta pierwsza fala opadła, ale kilka dni miałam dosyć paskudnych. Z drugiej strony udało mi się spotkać z panią Małgosią (dwa razy w odstępie zaledwie tygodnia!), co zawsze jest bardzo miłym, choć niestety niezbyt częstym wydarzeniem.
Od innych ludzi, nawet najbliższych, znów trzymam się z daleka. Kolejna rzecz, której w sobie nie lubię, nie rozumiem... i nie umiem zmienić. Przynajmniej nie na stałe. Od czasu do czasu próbuję, przez kilka tygodni, czasem miesięcy jest dobrze, a potem wszystko wraca do stanu podstawowego, czyli Ola+laptop, a reszta świata za murem irracjonalnych lęków. Teraz przynajmniej śpiewam w chórze parafialnym, więc w teorii chociaż dwa razy w tygodniu mam okazję wyjść do ludzi, nawet jeśli z nimi specjalnie nie rozmawiam (no chyba żeby ich opieprzyć, że gadają, kiedy już powinniśmy śpiewać...). Niestety, ostatnio dosyć często i próby, i śpiewania nam wypadały, więc było to bardziej raz na dwa tygodnie albo i gorzej. Cóż. Lepsze to niż nic.
Subscribe to:
Posts (Atom)